W roku 843, kiedy Europa wolno dźwigała się z marazmu wywołanego upadkiem Imperium Romanum, trzej wnukowie Karola Wielkiego podzielili między siebie rozległe dziedzictwo swoich przodków. Traktat uściślający warunki porozumienia zawarli w mieście Verdun, leżącym w samym sercu państwa frankijskiego. Dał on początek trzem młodym państwom, spośród których wkrótce na czoło wysunęły się dwa – Francja oraz Niemcy. To pierwszy raz w historii, kiedy tak doniosła rola przypadła w udziale leżącemu nad Mozą Verdun. Po raz drugi miasto znalazło się na ustach całego cywilizowanego świata ponad tysiąc lat później.
Pod koniec 1915 roku, kiedy imperia Europy ponownie chwiały się na skraju upadku w konflikcie nazwanym później Wielką Wojną, na północ i południe od Verdun ciągnęła się linia frontu, wyznaczona setkami kilometrów ziemi rozoranej rowami i lejami pocisków. W tym czasie w sztabach armii francuskiej i niemieckiej poszukiwano klucza do przełamania bezruchu wojny pozycyjnej, ukrytego gdzieś w okopach bezlitośnie skostniałego frontu. W głowie jednego z ważnych graczy tej rozgrywki, głównodowodzącego armii niemieckiej gen. Falkenhayna, zrodził się pomysł tyleż dziwaczny, co bezlitosny. Postanowił uderzyć właśnie na Verdun, miasto symboliczne dla obu stron, a w owym czasie silnie umocnione podwójnym pierścieniem fortów. Jego zamysłem nie było jednak zdobywanie twierdzy, ale skupienie jak największych sił przeciwnika w walce o miasto-symbol. Jak wspominał po latach, miało się w nim dokonać wyniszczenie siły żywej przeciwnika i rzucenie go w ten sposób na kolana. Verdun miało być broczącą raną powodującą wykrwawienie Francji.
Francuskie Naczelne Dowództwo spodziewało się wczesnowiosennej ofensywy przeciwnika w co najmniej pięciu punktach, liczącego setki kilometrów frontu; nie było jednak na tej liście Verdun. Dopiero w styczniu 1916 roku, dzięki informacjom wywiadu lotniczego, Francuzi uzmysłowili sobie, że celem uderzenia będzie twierdza nad Mozą.
21 lutego przystąpili Niemcy do ataku, rozpoczynając najdłuższą bitwę w dotychczasowych dziejach ludzkości trwającą niemal do końca roku. W tym czasie na fortyfikacje wokół Verdun spadło około 21 mln pocisków, z czego 1 mln już pierwszego dnia natarcia. Po trwającej kilka godzin kanonadzie, w której udział wzięły najcięższe działa będące na wyposażeniu armii niemieckiej, z niesławną „Grubą Bertą” na czele, do działań przystąpiła piechota, by już w pierwszych dniach zdobyć jeden z fortów. Fort Douaumont będzie odtąd świadkiem regularnych walk przynoszących wojenną sławę gen. Manginowi. Innym bohaterem bitwy o Verdun stał się, dowodzący Fortem Vaux, mjr Raynal. 1 czerwca dzieło znajdujące się pod jego komendą zostało całkowicie otoczone przez przeciwnika. Mimo niewielkich zapasów wody pitnej, szybko zużywanej przez nadliczbowy stan załogi, udało się utrzymać fort jeszcze przez tydzień. 4 czerwca Raynal wysłał meldunek przy pomocy ostatniego gołębia pocztowego. Dzięki temu udało się nawiązać łączność z zapleczem przy pomocy sygnałów świetlnych. Gołąb za przekazanie tej informacji mimo frontowej zawieruchy, został odznaczony honorowym pierścieniem. Fort poddał się dopiero po wyczerpaniu zapasów wody. Raynal, razem ze swoimi żołnierzami, udał się do niewoli gdzie traktowany był z najwyższymi honorami. Od dowódcy armii oblegającej miał usłyszeć: „To żaden wstyd dostać się do niewoli po tak długiej obronie”, na co odparł: „Panie generale, nie pańscy żołnierze mnie zwyciężyli, ale pragnienie”.
Walki o Verdun pozostawały nie bez wpływu na szerokie teatrum wojny. Szybkiego biegu nabrała tu kariera dowódcy twierdzy gen. Petaina. Dzięki w prowadzonej przez niego częstej wymianie żołnierzy, udział w bitwie wzięła większa część armii francuskiej. Verdun stało się w ten sposób doświadczeniem całego niemal narodu. Każdy Francuz miał wśród rodziny, przyjaciół, sąsiadów bohatera spod Verdun. Petain niedługo potem został mianowany Wodzem Naczelnym armii francuskiej, by wiele lat później stać się mężem opatrznościowym narodu, a zarazem głową państwa kolaboranckiego. Jego następca na stanowisku dowódcy Region Fortifiee de Verdun (ufortyfikowanej strefy Verdun), także awansował z niego na szefa Sztabu Generalnego. Verdun było nie tylko trampoliną dla dowódców, ale i poligonem nowych metod walki, tzw. „szkoły Verdun”. Ten zalążek błyskotliwych karier był powodem klęski innych. Wobec niepowodzenia wielomiesięcznych walk na zużycie, pod koniec sierpnia zdymisjonowany został Falkenhayn. Jego miejsce zajął feldmarszałek Hindenburg, który 2 września nakazuje wstrzymać ataki. Starcia o charakterze lokalnym będą jednak trwały jeszcze do listopada.
Batalia o miasto-symbol kosztowała życie przeszło 700 tys. żołnierzy po obu walczących stronach. Ich mogiły, pod stającymi w równych szeregach identycznymi krzyżami, znajdują się na licznych i rozległych wojennych cmentarzach. Na największym z nich stoi wysoka wieża będąca miejscem spoczynku dla niezidentyfikowanych szczątków ciał. Z Verdun pochodzi również ciało nieznanego żołnierza złożone w grobie, w cieniu Łuku Triumfalnego wieńczącego paryską Aleję Pól Elizejskich. Życzliwym zrządzeniem losu plac na którym ów grób się znajduje, nosi dziś imię innego żołnierza spod Verdun – Charles’a De Gaulle’a.
Dlaczego wspomnienie Verdun gości dziś na stronach Fortu XII Werner? W lewym skrzydle budynku koszarowego wciąż podziwiać można czasową ekspozycję z francuskiego Memorial de Verdun. Jednak kto ma ochotę obejrzeć mundur i wyposażenie żołnierza francuskiego lub spojrzeć w oczy mjra Raynala niechaj się spieszy, ma czas tylko do końca października!
KD
Bibliografia:
Centek Jarosław, Verdun 1916, Warszawa 2009.
Pajewski Janusz Pierwsza Wojna Światowa 1914-1918, Warszawa 2005.